W 1924 r. Władysław Reymont wyróżniony został literacką Nagrodą Nobla za wybitny epos narodowy, powieść „Chłopi”. Jak napisał jeden ze złośliwych publicystów amerykańskich: „było dwóch głównych kandydatów do nagrody – Stefan Żeromski i Władysław Reymont, ponieważ jednak większość Polaków wolała Żeromskiego
W 1897 r. członkowie Szwedzkiej Akademii dowiedzieli się z testamentu Alfreda Nobla - wynalazcy dynamitu - że mają stać się jury międzynarodowej nagrody, przyznawanej co roku jakiemuś pisarzowi za "najwybitniejsze dzieło o tendencjach idealistycznych". Członkowie Akademii, której zadaniem była troska o czystość języka szwedzkiego i popularyzowanie szwedzkiej literatury, nie czuli się powołani do oceniania literatury światowej. Pięć lat później - w 1901 roku - uznali jednak, że francuski poeta Rene Sully Prudhomme spełnia podane w testamencie Nobla kryteria i przyznali mu nagrodę. Już ta pierwsza w historii literackiego Nobla decyzja akademików wywołała kontrowersje. Lew Tołstoj był zgłoszony do nagrody i uchodził za najpoważniejszego kandydata. Gdy nagrodzono Prudhomme'a 42 najwybitniejszych szwedzkich artystów i pisarzy (z Augustem Strindbergiem, który także Nobla nigdy nie dostał) napisało do Tołstoja list z przeprosinami za decyzję Akademii. Pisarze podkreślali, że nie identyfikują się z ocenami grona Akademików. W odpowiedzi Tołstoj napisał: "Ucieszyła mnie wiadomość, że nie zostałem wyróżniony Nagrodą Nobla. Sprawiłaby mi ona wielki problem, ponieważ nie wiedziałbym, co zrobić z wygraną. Jestem pewien, że te pieniądze mogą przynieść tylko zło". Wielu klasyków literatury XX wieku obeszło się bez Nagrody Nobla. James Joyce nigdy nie został nawet zgłoszony do Nobla, Graham Greene natomiast nominowany był aż 12 razy pomiędzy 1950 a 1966 rokiem, ale nagrody nie dostał. W roku 1961 został zgłoszony do Literackiej Nagrody Nobla Tolkien. Jego kandydatura została odrzucona z powodu „drugorzędnego statusu prozy" – jak napisano w ujawnionych po pół wieku dokumentach Szwedzkiej Akademii. W ocenie noblowskiego jury "Władca Pierścieni" "w żadnej mierze nie dorasta do rangi literatury najwyżej próby". Nobla w 1961 roku otrzymał jugosłowiański powieściopisarz Ivo Andric. Szanse na otrzymanie Nagrody Nobla w 1969 roku miał Witold Gombrowicz - wynika z ujawnionych w styczniu 2020 roku, po 50 latach, archiwów Akademii Szwedzkiej. W tym samym roku jednak polski dramaturg zmarł, a literackiego Nobla otrzymał Irlandczyk Samuel Beckett. Kandydaturę Witolda Gombrowicza w 1969 roku zgłosił wykładowca Uniwersytetu Yale Jan Kott. O tym, że Gombrowicz był traktowany jako jeden z faworytów, świadczy opracowanie eksperckie zlecone przez Akademię Szwedzką teatrologowi Perowi Erikowi Wahlundowi na temat twórczości "czterech wielkich dramaturgów". Do tego grona oprócz Polaka zaliczono także Samuela Becketta, Eugene'a Ionesco oraz Jeana Geneta. Nobla dostał Beckett, choć przewodniczący Komitetu Noblowskiego Anders Oesterling zgłosił zastrzeżenia, opisując twórczość irlandzkiego dramaturga jako "negatywną i mającą depresyjny charakter". W 1974 roku wśród kandydatów do literackiego Nobla byli Graham Greene, Vladimir Nabokov i Saul Bellow, Akademia zdecydowała się jednak nagrodzić szwedzkich pisarzy Eyvinda Johnsona i Harry’ego Martinsona. Skandal wybuchł wcale nie dlatego, że żaden z laureatów nie był szerzej znany ani ceniony poza granicami Szwecji, chodziło o to, że obaj nobliści byli czynnymi członkami Szwedzkiej Akademii i brali udział w głosowaniu. Bellow dostał Nobla w 1976 roku, ani Greene ani Nabokow nie dostąpili tego wyróżnienia. Szwedzka Akademia w przeszłości wielokrotnie oskarżana była o eurocentryzm. Na liście pominiętych są Thomas Pynchon, Cormac McCarthy, Jorge Luis Borges, Julio Cortazar. Najczęściej jednak wskazywanym amerykańskim pisarzem, który na Nobla zasługiwał, ale go nie otrzymał jest zmarły w 2018 roku Philp Roth. Nobla nie dostał z rozmaitych powodów - politycznych, obyczajowych. Można spekulować, dlaczego; sam Roth kilka razy wypowiadał się na ten temat. "Czy gdybym zatytułował swoją powieść +Orgazm w czasach pazernego kapitalizmu+ zamiast +Kompleks Portnoya+ zdobyłaby ona uznanie Akademii Szwedzkiej…" – zastanawiał się sam pisarz w wywiadzie dla "Svenska Dagbladet" z właściwą sobie ironią i poczuciem humoru. Miał rację - zaszkodziła mu prawdopodobnie poprawność polityczna członków Szwedzkiej Akademii. Madelaine Levy, krytyk literacka "Svenska Dagbladet" powiedziała AFP, że Akademicy postrzegali Rotha jako pisarza reprezentującego w literaturze "męską perspektywę". Szwedzki wydawca Rotha, Jonas Axelsson, także uważa, że w powieściach Rotha kobiety przedstawiane są w sposób "zbyt uprzedmiotowiony" jak na gusta Szwedzkiej Akademii. "Obiektywnie rzecz biorąc, na Nobla zasługiwał Herbert, ale chyba nie był brany pod uwagę z powodu swoich pobytów w klinikach psychiatrycznych, czego Szwedzi bardzo się boją" – napisał w liście do Giedroycia Miłosz po Noblu dla Szymborskiej w 2006 roku. Herbert był poważnym kandydatem już pod koniec lat 60., głównie zresztą dzięki popularności, jaką cieszyły się przekłady jego utworów w Niemczech. Jego nazwisko wraca w drugiej połowie lat 70. Andrzej Franaszek, biograf poety uważa, że jedną z przyczyn mógł być konflikt, w jaki poeta wszedł ze swoimi wydawcami i tłumaczami z całego świata. Herbert czuł się niedoceniany, niedopłacany i nie zawsze słusznie rzucał oskarżenia. Nawet Jerzy Giedroyc zrezygnował z lobbowania na jego rzecz, uznając, że nie sposób z takim autorem współpracować. Reporterka Joanna Siedlecka dotarła do dokumentów SB z lat 60 i 70 z których wynika, że PRL-owskie służby starały się zdyskredytować poetę w oczach Akademii Szwedzkiej. Nawet jeżeli trudno uwierzyć w realny wpływ tych działań na decyzję akademików, na pewno współtworzyły one atmosferę niechęci wobec autora "Pana Cogito". Schorowany Herbert zdobył się w 2006 roku na telegram gratulacyjny do świeżej noblistki – Wisławy Szymborskiej. "Gdyby to ode mnie zależało, to Ty byś się teraz męczył nad wykładem noblowskim" – odpisała poetka. W roku 1986, na 200-lecie Akademii Szwedzkiej ukazała się książka Kjella Espmarka, członka jury, literaturoznawcy, poety, prozaika i eseisty. Jego zdaniem najmniej trafne decyzje podejmowano na początku przyznawania nagrody, kiedy żyli jeszcze Zola, Ibsen, Strindberg, Czechow, a nagroda trafiała do takich pisarzy, jak Jose Echegeray, Theodor Mommsen, Rudolf Euckegen czy Henryk Sienkiewicz, którzy, choć znaczący, nie dorównywali pominiętym gigantom literatury. Nieobecność na liście noblistów Kafki, Lorki, Musila czy Prousta tłumaczy Espmark tym, że sławę zdobyli oni dopiero po śmierci. Natomiast nad kandydaturami Conrada, Joyce'a i Wirginii Woolf nie dyskutowano, bo... nikt ich nie zgłosił. Wisława Szymborska, jedna z najbardziej cenionych poetek, laureatka literackiej Nagrody Nobla z 1996 roku, zmarła w środę wieczorem w swoim domu. Wisława Szymborska urodziła się 2 lipca 1923 roku, nie jest jednak pewne gdzie. W metryce poetki wymieniono Bnin, przekazy rodzinne głoszą jednak, że urodziła się w Kórniku. 22 lipca, dzień 507. Wpis nr 496 zakażeń/zgonów Zbliżają się moje urodziny, czas na podsumowanie bo to okrągłe sześćdziesiąt. Człowiek się napina by to jakoś podsumować, zapisać jakieś story jak to wszystko szło. Troszkę się tego uzbierało i nie bardzo mi się chce sięgać wstecz do źródeł. Jednak nie można uciec od podsumowań, ale takich, które nie będą nużyć czytelnika jak wszelkie nudy dziaderskie. Chciałem zwrócić się do źródeł formowania tego kim jestem, przekonany, że jest i było to udziałem wielu ludzi, których spotkałem, bo ten rodzaj ciągnie do siebie jak każdy gatunek wymierający. Ale o tym – na końcu. Co więc mnie formowało? Oczywiście rodzice. Był to dramatyczny miks przeciwieństw. Ojciec pogodny, optymistyczny, otwarty do ludzi, którzy za nim przepadali. Matka – surowa, raczej oschła, naznaczona piętnem nonkonformizmu, posuniętym wręcz do samowyniszczenia. Z takiej gliny zostałem ulepiony i to przenicowało moje całe życie. Szczególnie po matce odziedziczyłem ten gen, w którym moje przekonania, zwłaszcza moralne, były czymś czego się nie odpuszczało. A to rodziło kłopoty w życiu i dużą rotację znajomych, którzy konformizm traktowali jako dopuszczalny sposób na przeżycie. Zmagałem się z tym w nieświadomości, dopóki nie spotkałem się z Nim. Lektura „Przesłania Pana Cogito” Zbigniewa Herberta była jak strzał złotym pociskiem prosto w czoło. Od tej pory wszystko stało się jasne, te moje, zdawało się, emocjonalne, poruszenia w obronie innych, walki z objawami niesprawiedliwości i wywyższania się nabrały nagle głębokiego, filozoficznego, wręcz historiozoficznego uzasadnienia. Nawet, tęskniąc za Mistrzem w Kwarantannie Pierwszej, poważyłem się w „Dzienniku zarazy” na jeden wpis próbujący, nieudolnie rzecz jasna, skopiować jego styl i wgląd. Ale zacznijmy od Herberta. Dla mnie to największy pisarz z jakim się zetknąłem. Jak zamiast niego Nobla literackiego dostała Szymborska, zdaje się, że nie bez interwencji rodzimych kół poprawnościowych, przestałem patrzeć w tę stronę. Moje intuicje potwierdziły kolejne nagrody w tej dziedzinie – dla grafomańskich miernot, zakończone skandalem korupcyjnym. Czytałem dużo Herberta i dużo o nim, ale wolałem jego. Po prostu był moim niedoścignionym ideałem jako człowiek, który opisywał bliskie mi poruszenia mojej duszy, których świadomości istnienia nabierałem dopiero po lekturze jego kompaktowych dzieł. Pomógł mi pojednać się z moim ojcem, poprzez zrozumienie mej niedojrzałości. Herberta heroizm dnia codziennego wydawał mi się najbardziej na miejscu, kiedy ludzie już myśleli, że to nie czasy na rycerskość. Uwielbiałem jego analogie do starożytności, mitów, które pokazywały pokoleniową ciągłość tożsamości ludzkiej kondycji, „rękę wyciągniętą z paleolitu”. I na końcu – potęgę smaku, która w przypadku wydarzeń granicznych, czy choćby kuszącego zła kazała Wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo choćby miał za to spaść bezcenny kapitel ciała głowa Ale to literatura. Mnie właśnie zaimponował nadaniem sensu nawet beznadziejnemu oporowi, który wydaje się daremny, ale tylko w perspektywie doczesnej. I tym, że wskazał na estetyczne podstawy… etyki, że zło jest zawsze dalekie od piękna, którego niekoniecznie trzeba szukać gdzieś wysoko, ale w kamieniu, innym człowieku, pomocnej ręce, katedrze. Ale żeby być tak zdeterminowanym w nonkonformizmie trzeba było w moim wypadku mieć to we krwi (po matce) a potem znaleźć w Herbercie nie tylko tego uzasadnienie, ale odwieczne źródła. Postawa kogoś kto nie może wytrzymać, naprzykrza się otoczeniu swoim zdaniem, kiedy wszyscy by chcieli sobie odpocząć od świata, nie przysparza przyjaciół. Wygląda na wywyższanie się z własną opinią, ba – oceną. A jest tak naprawdę przekleństwem dla kogoś kogo to dotknęło, ciągłym szeptaniem diabełka niezgody siedzącego na ramieniu. Wierzcie mi, to wielkie marzenie, by się od tego uwolnić i nie ma w tym nic z wywyższania się. To ciężki dar, brzemię ocalałeś nie po to by żyć masz mało czasu trzeba dać świadectwo Tak, nie zostałeś wybrany, tylko ocalałeś i to rodzi… zobowiązanie. Nikt takich właściwie nie lubi. Już jest fajnie, mościmy się, przemilczamy albo przeczekujemy rzeczywistość, a takie coś łazi ciągle i wali prosto z mostu Przez wieki idzie … ta płaczliwa stara panna w okropnym kapeluszu Armii Zbawienia napomina wyciąga z lamusa portret Sokratesa krzyżyk ulepiony z chleba stare słowa – a wokół huczy wspaniałe życie rumiane jak rzeźnia o poranku Co ciekawe takie typki ciągle się zaplątują w tryby historii. I wierzcie mi – bezwiednie. Potem robią rzeczy dla siebie może nie zwyczajne, a oczywiste, ale nie z pociągu do heroizmu tylko z poczucia konsekwencji swoich przekonań, które nie mogą wytrzymać bez wcielania ich w życie. Nadają się więc jak nikt inny na czasy heroiczne, które dopiero są dla nich normalnym stanem. Kiedy codzienność weryfikuje spójność przekonań z postawami. A więc daje… pokój duszy, czyli szczęście, nawet w największych historycznych ekstremach. Ale taki będzie tylko pośrednikiem wolności … przyjmuje rolę poślednią nie będzie mieszkał w historii Dowodem na bezinteresowność takiej postawy jest to, że prawie zawsze… przegrywa. To zawsze gra o sumie ujemnej, bo Nagrodzą cię tym co mają pod ręką chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku Takich przeklętych nie jest sporo, wreszcie każdemu się jego wszyty nonkonformizm kończy na którymś z poziomów, coraz bliższych przetrwaniu. Ale wyczuwamy się, jak wspomniałem, jak ginący gatunek. Tym radośniejsze jest spotkanie i świadomość, że „jesteśmy sami”, to znaczy, że nikt za nas tego nie zrobi. Tak samo było w pandemii. Ja się nie chciałem angażować, ale wiedziałem, że jak się zacznie, to znów znajdę się wśród pokornych niepokornych i tak się, osmatycznie, stało. Zawsze za takie coś płaci się kręcącymi wokół freakami, którzy swoją bezkompromisowość doprowadzili do prostych źródeł, tłumaczącym im jedną przyczyną zło świata, któremu się przeciwstawiają. Może to być Żyd, komuch, mason, nawet reptalian. Nie wszyscy wytrzymują presji świata, który i tak w swej codziennej postaci jest największym odjazdem. Wtedy się szuka praprzyczyny. W większości wystarczy tylko spojrzenie, gest, jedno słowo i człowiek wie, że spotkał swojaka. Tylko wtedy… nie ma o czym gadać, wszak wszystko jest jasne. Kasandry, które krzyczą, choć nikt nie słucha ich, czasem oczywistych, przestróg, które będą bez satysfakcji patrzyły na lekceważoną wróżbę upadku Troi nie zaznają spokoju. Jak wiadomo Apollo urażony odmową dał Kasandrze dar widzenia przyszłości razem z przekleństwem tego, że nikt jej nie słuchał. Kasandra zawsze występuje jako dziwoląg, który żyje na obrzeżach życia, wpada w najmniej odpowiednich momentach i wszystko psuje swym mrocznym wieszczeniem. To trudno nosić tak swoją prawdę, do której jesteś przekonany, a której nikt nie rozumie. Większość rezygnuje z takiego brzemienia posłannictwa. Może to rodzić wśród bezkompromisowych ciągoty do poczucia wyższości. Wtedy pomaga Herbert Strzeż się jednak dumy niepotrzebnej oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz powtarzaj: zostałem powołany – czyż nie było lepszych Jerzy Karwelis Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy„. Continue ReadingMP. Opublikowano. 11 października 2021. FOT.: NOBEL.ORG. Kto dostał ekonomicznego Nobla 2021 i dlaczego? Rozmowa z prof. Adamem Nogą, ekonomistą z ALK. ROMAN MŁODKOWSKI, BIZNES24: David Card, Joshua D. Angrist i Guido Imbens zostali laureatami Nagrody Nobla z ekonomii. Card otrzymał nagrodę za empiryczny wkład w ekonomię pracy.
Wynalazł szczepionkę na tyfus i uratował miliony istnień. Ale uratował też tych, których w czasie wojny zatrudniał jako karmicieli wszy. Rudolf Weigl to bez wątpienia jedna z najciekawszych postaci polskiej nauki. Wyobraź sobie, że musisz do ciała przyłożyć niewielkie, drewniane pudełeczka nazywane też trumienkami. W każdym uwięzione są żywe wszy, a strona, która przylega do ciała jest zrobiona z gazy. Wsza wbije się w skórę, ale nie ucieknie. Zdrowe i najedzone wszy wkładano potem w specjalne imadełka i wstrzykiwano im riketsje, czyli bakterie tyfusu plamistego. Trzeba było aż 120 wszy, aby powstała jedna fiolka szczepionki na tyfus. Dziś może to brzmieć dla wielu upiornie, ale fakt jest taki, że wynalezienie szczepionki na tyfus, było przełomowym odkryciem w skali całego świata. Jej twórca Rudolf Weigl nie dostał jednak za swoją pracę Nagrody Nobla. Ale o tym później… Polak z wyboru i śmiertelny tyfus Zacznijmy od tego, że Rudolf Weigl był Polakiem z wyboru. Urodził się 2 września 1883 roku na terenie dzisiejszych Czech w austriackiej rodzinie. Po przedwczesnej śmierci ojca, jego matka związała się z polskim nauczycielem i to był moment, kiedy młody Weigl na tyle zafascynował się Polską, że zawsze już uważał się za Polaka. Miał zresztą potem mówić, że narodowość, to nie jest kwestia urodzenia, ale wyboru. I że tego wyboru dokonuje się tylko raz w życiu. Rudolf Weigl w 1907 r. ukończył studia przyrodnicze na Uniwersytecie Lwowskim i dalej kontynuował tam karierę naukową. Kiedy wybuchła I wojna światowa został powołany do armii Austro-Węgier jako parazytolog, czyli specjalista od pasożytów, a potem pracował w szpitalu wojskowym w Przemyślu. Jeszcze przed wojną zainteresował się tyfusem plamistym, chorobą, która dziesiątkowała ówczesny świat. Jak często się mówi, była chorobą wojny, głodu i brudu. Roznosicielami bakterii tyfusu były wszy, a za odkrycie tego faktu francuski mikrobiolog Frances Nicolle otrzymał Nagrodę Nobla. Jako ciekawostkę można dodać fakt, że sama nazwa bakterii tyfusu – Rikettsja Provazekii pochodzi od nazwisk dwóch naukowców (Rickettsa i Provazka), którzy badania nad tyfusem przypłacili życiem, bo zarazili się i zachorowali. Tyfus plamisty był przyczyną śmierci milionów ludzi. Trzeba dodać, że nim wynaleziono antybiotyki, to szczepionka była jedyną skuteczną metodą powstrzymania epidemii. Jak zarazić wszy bakteriami? „Trzeba im to w d…” To właśnie praca we wspomnianym laboratorium przemyskiego szpitala miała być przełomowa w karierze naukowej Weigla. Pracę w laboratorium nadzorował niejaki Filip Eisenberg. Uważał zajmowanie się tyfusem za fanaberię i marnowanie czasu, bo przecież jeśli wojna się skończy, epidemia ustanie i nie będzie skąd brać zarażonych wszy. To wtedy miało dojść do ostrej wymiany zdań między naukowcami, a emocje Weigla zaowocowały odkryciem przełomowej metody pozyskiwania zarażonych wszy do badań, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie zarażałby tyfusem ludzi (a bakteria przechodziła do organizmu wszy tylko, jeśli ta ssała krew chorego). Mariusz Urbanek, autor biografii „Profesor Weigl i karmiciele wszy” tak pisze o pomyśle, skąd brać zarażone wszy. „Jak nie zechcą ssać normalnie, to trzeba im to w d… – Weigl ponoć zawahał się, czy wypada przy profesorze i przełożonym użyć dosadnego słowa i zakończył inaczej - … do zadniego otworu wstrzyknąć (…) Eiselberg był (…) zbulwersowany słowami Weigla. Młody docent postanowił ratować sytuację. – A co pan myśli, że nie można? Wziął cieniutką kapilarę i pod mikroskopem, na oczach Eiselberga wprowadził do jelita wszy kroplę płynu”. Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie. Jeśli Weigl był w stanie uzyskać w laboratorium wszy zarażone riketsjami, mógł spokojnie pracować nad szczepionką. Aby ją uzyskać, wypreparowywał z wszy jelito pełne bakterii, rozcierał w laboratoryjnym moździerzu, zalewał fenolem i to była podstawa do zrobienia szczepionki. „Wielki kapłan tyfusowej magii” – Weigl wszystko testował na sobie Weigl przetestował szczepionkę na świnkach morskich i na sobie. Chciał rozpocząć produkcję szczepionki na masową skalę i zaproponował to władzom armii Austro-Węgier, ale wojna się skończyła, a Weigl został zdemobilizowany. Skupił się już tylko na badaniach nad tyfusem, a wkrótce mógł za to wrócić do ukochanego Lwowa, gdzie uzyskał tytuł profesora. Trzeba dodać, że kiedy Weigl sam sobie aplikował szczepionkę, a następnie roztwór mogący zarazić go tyfusem, sam był po przejściu tyfusu. Obawiał się, że choroba dała mu odporność, a nie chciał eksperymentować na innych ludziach. Jego laboranci w tajemnicy przed profesorem zrobili to sami – szczepienie miała przyjąć jedna z techniczek, a następnie karmiła zakażone riketsjami wszy. Nie zachorowała. Rudolf Weigl stworzył sprawnie działającą machinę wytwarzania szczepionek na masową skalę. W laboratorium zadania były ściśle podzielone, a każdy miał swoją specjalizację. Byli ci, którzy hodowali wszy, byli karmiciele, byli ci, którzy wstrzykiwali wszom riketsje i ci, którzy preparowali zarażone insekty, aby wydobyć z nich materiał do produkcji szczepionki. Sam profesor został nawet określony potem przez pisarza Mirosława Żulawskiego „wielkim kapłanem tyfusowej magii”. Warto jednak wspomnieć, że sam Weigl i jego żona, poświęcając się sprawie, byli pierwszymi karmicielami wszy (sam Weigl dwukrotnie chorował na tyfus, także w tym czasie prowadząc badania na sobie). Z czasem karmiciele byli po prostu zatrudniani w instytucie Weigla. Pierwszy raz na masową skalę szczepionkę na tyfus zastosowano w… Chinach. A dokładnie wśród przebywających tam belgijskich misjonarzy, których dziesiątkował tyfus. Ta akcja przyniosła Weiglowi światową sławę, a papież Pius XI przyznał mu najwyższe odznaczenie, jakim Kościół może uhonorować świeckiego – Order Świętego Grzegorza Wielkiego. Była druga połowa lat 30., a szczepionki Weigla ratowały życie ludzi na całym świecie. Wojna sprawiła, że niezwykły naukowiec uratował kolejne istnienia ludzkie, nie tylko przed chorobą zakaźną. Nietykalny profesor i jego karmiciele wszy W czasie wojny szczepionka była wręcz niezbędna, a Weigl stał się osobą nietykalną, o której względy najpierw zabiegał sam Nikita Chruszczow, chcąc go (bezskutecznie) ściągnąć do Moskwy, a potem Weigla dla siebie chcieli Niemcy. Zażądano od niego podpisania Reichslity grożąc mu śmiercią, jeśli tego nie zrobi. Jak pisze w biografii Mariusz Urbanek, naukowiec miał odpowiedzieć oficerowi SS wprost: Życie dziś stało się smutne i beznadziejne… Jeśli pan, generale, dasz rozkaz mnie rozstrzelać, to chociaż dla rodziny to będzie tragedia, to jednak w gruncie rzeczy wyrządzi mi pan przysługę, a otoczenie święcie czcić będzie moją pamięć. Hitlerowskiej armii szczepionka Weigla była jednak niezbędna. To dlatego naukowiec, mimo swojej nieugiętej postawy, nie został rozstrzelany, a mógł pracować i co kluczowe w tej historii, dostał wolną rękę w zatrudnianiu ludzi w instytucie. Tym sposobem u Weigla pracowało tysiące karmicieli wszy, a jego personel był nietykalny. To chroniło karmicieli przed łapankami i wywózkami. Karmicielami wszy byli zwykli obywatele, ale też wybitni naukowcy czy artyści. Wśród nich, chociażby poeta Zbigniew Herbert, wybitny matematyk prof. Stefan Banach czy wspomniany pisarz Mirosław Żuławski. Weigl przekonywał, że do badań niezbędna jest też możliwość przebywania we lwowskim getcie. Niemcy zgadzali się na wszystko, a profesor i jego laboranci sprytnie ukrywali nadwyżki produkowanych szczepionek, dostarczając je do getta we Lwowie. Szczepionki Weigla były też dostarczane do getta warszawskiego, gdzie w 1941 roku wybuchła epidemia tyfusu. Dziś charakterystyczne fiolki szczepionek od prof. Weigla można zobaczyć na stałej wystawie w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie. Szczepionki trafiały również do polskiego podziemia. Żeby zrozumieć skalę przedsięwzięcia, trzeba jeszcze raz podkreślić, że do wyprodukowania jednej szczepionki potrzeba było aż 120 zarażonych riketsjami wszy. Każdego dnia w laboratorium wylęgało się tysiące wszy, które potem nosili na sobie karmiciele. Dlaczego Rudolf Weigl nie dostał Nobla? Choć Rudolf Weigl był dla wielu zupełnie zasłużenie pewniakiem do otrzymania Nagrody Nobla, nigdy jej nie otrzymał, mimo nominacji. Najpierw zadziałali Niemcy w zemście za odmowę podpisania Reichslisty, a już po wojnie zawistni naukowcy (zresztą koledzy z lwowskiego laboratorium), którzy – paradoksalnie – oskarżyli go o kolaborację z Niemcami. Nietrudno sobie wyobrazić, ile złego w powojennych czasach takie oskarżenie wywoływało, w każdym razie w 1951 r. to Polska oficjalnie wycofała kandydaturę Weigla do Nobla. W powojennych realiach fakt odmowy współpracy Nikicie Chruszczowowi również nie działał na korzyść naukowca. Lwowska przygoda profesora skończyła się wraz z zakończeniem wojny. Jeszcze nim Rosjanie zajęli Lwów po wycofujących się Niemcach, profesor Weigl wyjechał najpierw do Krościenka, a potem do Krakowa, gdzie kontynuował badania. Potem przeniósł się na Uniwersytet Poznański i tam pracował już do emerytury. Zmarł po udarze mózgu w 1957 roku w Zakopanem. Po śmierci został odznaczony Krzyżem Komandorskim i Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski oraz medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Nauka polska specjalność Rok Ignacego Łukasiewicza Przeczytaj inne artykuły poświęcone polskiej nauceCzytaj też:Sukcesy w medycynie. Polscy lekarze i ich przełomowe działaniaHerbert nie dostał Nobla (3) bo plagiatował swoje prace,cytował całymi stronami bez podania autora i dzieła.Podobno wynikało to tylko z jego niechlujstwa. maigret
Deviation Actions
Opracował szczepionkę, która uratowała życie wielu ludzi, a mimo to został pominięty przez Komitet Noblowski. Autor biografii Mariusz Urbanek uważa, że „historia zadrwiła z Rudolfa Weigla okrutnie”. „Pierwszy raz – pisze - stracił szansę na Nobla, bo chciał być Polakiem, a nie Niemcem, drugi bo znaleźli się Polacy
W 1897 r. członkowie Szwedzkiej Akademii dowiedzieli się z testamentu Alfreda Nobla - wynalazcy dynamitu - że mają stać się jury międzynarodowej nagrody, przyznawanej co roku jakiemuś pisarzowi za "najwybitniejsze dzieło o tendencjach idealistycznych". Członkowie Akademii, której zadaniem była troska o czystość języka szwedzkiego i popularyzowanie szwedzkiej literatury, nie czuli się powołani do oceniania literatury światowej. Pięć lat później - w 1901 roku - uznali jednak, że francuski poeta Rene Sully Prudhomme spełnia podane w testamencie Nobla kryteria i przyznali mu ta pierwsza w historii literackiego Nobla decyzja akademików wywołała kontrowersje. Lew Tołstoj był zgłoszony do nagrody i uchodził za najpoważniejszego kandydata. Gdy nagrodzono Prudhomme'a 42 najwybitniejszych szwedzkich artystów i pisarzy (z Augustem Strindbergiem, który także Nobla nigdy nie dostał) napisało do Tołstoja list z przeprosinami za decyzję Akademii. Pisarze podkreślali, że nie identyfikują się z ocenami grona Akademików. W odpowiedzi Tołstoj napisał: "Ucieszyła mnie wiadomość, że nie zostałem wyróżniony Nagrodą Nobla. Sprawiłaby mi ona wielki problem, ponieważ nie wiedziałbym, co zrobić z wygraną. Jestem pewien, że te pieniądze mogą przynieść tylko zło".Wielu klasyków literatury XX wieku obeszło się bez Nagrody Nobla. James Joyce nigdy nie został nawet zgłoszony do Nobla, Graham Greene natomiast nominowany był aż 12 razy pomiędzy 1950 a 1966 rokiem, ale nagrody nie dostał. W roku 1961 został zgłoszony do Literackiej Nagrody Nobla Tolkien. Jego kandydatura została odrzucona z powodu „drugorzędnego statusu prozy" – jak napisano w ujawnionych po pół wieku dokumentach Szwedzkiej Akademii. W ocenie noblowskiego jury "Władca Pierścieni" "w żadnej mierze nie dorasta do rangi literatury najwyżej próby". Nobla w 1961 roku otrzymał jugosłowiański powieściopisarz Ivo na otrzymanie Nagrody Nobla w 1969 roku miał Witold Gombrowicz - wynika z ujawnionych w styczniu 2020 roku, po 50 latach, archiwów Akademii Szwedzkiej. W tym samym roku jednak polski dramaturg zmarł, a literackiego Nobla otrzymał Irlandczyk Samuel Beckett. Kandydaturę Witolda Gombrowicza w 1969 roku zgłosił wykładowca Uniwersytetu Yale Jan Kott. O tym, że Gombrowicz był traktowany jako jeden z faworytów, świadczy opracowanie eksperckie zlecone przez Akademię Szwedzką teatrologowi Perowi Erikowi Wahlundowi na temat twórczości "czterech wielkich dramaturgów". Do tego grona oprócz Polaka zaliczono także Samuela Becketta, Eugene'a Ionesco oraz Jeana Geneta. Nobla dostał Beckett, choć przewodniczący Komitetu Noblowskiego Anders Oesterling zgłosił zastrzeżenia, opisując twórczość irlandzkiego dramaturga jako "negatywną i mającą depresyjny charakter".Witold Gombrowicz/ W 1974 roku wśród kandydatów do literackiego Nobla byli Graham Greene, Vladimir Nabokov i Saul Bellow, Akademia zdecydowała się jednak nagrodzić szwedzkich pisarzy Eyvinda Johnsona i Harry’ego Martinsona. Skandal wybuchł wcale nie dlatego, że żaden z laureatów nie był szerzej znany ani ceniony poza granicami Szwecji, chodziło o to, że obaj nobliści byli czynnymi członkami Szwedzkiej Akademii i brali udział w głosowaniu. Bellow dostał Nobla w 1976 roku, ani Greene ani Nabokow nie dostąpili tego Akademia w przeszłości wielokrotnie oskarżana była o eurocentryzm. Na liście pominiętych są Thomas Pynchon, Cormac McCarthy, Jorge Luis Borges, Julio Cortazar. Najczęściej jednak wskazywanym amerykańskim pisarzem, który na Nobla zasługiwał, ale go nie otrzymał jest zmarły w 2018 roku Philp Roth. Nobla nie dostał z rozmaitych powodów - politycznych, obyczajowych. Można spekulować, dlaczego; sam Roth kilka razy wypowiadał się na ten temat. "Czy gdybym zatytułował swoją powieść Orgazm w czasach pazernego kapitalizmu zamiast Kompleks Portnoya zdobyłaby ona uznanie Akademii Szwedzkiej…" – zastanawiał się sam pisarz w wywiadzie dla "Svenska Dagbladet" z właściwą sobie ironią i poczuciem humoru. Miał rację - zaszkodziła mu prawdopodobnie poprawność polityczna członków Szwedzkiej Akademii. Madelaine Levy, krytyk literacka "Svenska Dagbladet" powiedziała AFP, że Akademicy postrzegali Rotha jako pisarza reprezentującego w literaturze "męską perspektywę". Szwedzki wydawca Rotha, Jonas Axelsson, także uważa, że w powieściach Rotha kobiety przedstawiane są w sposób "zbyt uprzedmiotowiony" jak na gusta Szwedzkiej Akademii."Obiektywnie rzecz biorąc, na Nobla zasługiwał Herbert, ale chyba nie był brany pod uwagę z powodu swoich pobytów w klinikach psychiatrycznych, czego Szwedzi bardzo się boją" – napisał w liście do Giedroycia Miłosz po Noblu dla Szymborskiej w 2006 roku. Herbert był poważnym kandydatem już pod koniec lat 60., głównie zresztą dzięki popularności, jaką cieszyły się przekłady jego utworów w Niemczech. Jego nazwisko wraca w drugiej połowie lat 70. Andrzej Franaszek, biograf poety uważa, że jedną z przyczyn mógł być konflikt, w jaki poeta wszedł ze swoimi wydawcami i tłumaczami z całego świata. Herbert czuł się niedoceniany, niedopłacany i nie zawsze słusznie rzucał oskarżenia. Nawet Jerzy Giedroyc zrezygnował z lobbowania na jego rzecz, uznając, że nie sposób z takim autorem Joanna Siedlecka dotarła do dokumentów SB z lat 60 i 70 z których wynika, że PRL-owskie służby starały się zdyskredytować poetę w oczach Akademii Szwedzkiej. Nawet jeżeli trudno uwierzyć w realny wpływ tych działań na decyzję akademików, na pewno współtworzyły one atmosferę niechęci wobec autora "Pana Cogito". Schorowany Herbert zdobył się w 2006 roku na telegram gratulacyjny do świeżej noblistki – Wisławy Szymborskiej. "Gdyby to ode mnie zależało, to Ty byś się teraz męczył nad wykładem noblowskim" – odpisała roku 1986, na 200-lecie Akademii Szwedzkiej ukazała się książka Kjella Espmarka, członka jury, literaturoznawcy, poety, prozaika i eseisty. Jego zdaniem najmniej trafne decyzje podejmowano na początku przyznawania nagrody, kiedy żyli jeszcze Zola, Ibsen, Strindberg, Czechow, a nagroda trafiała do takich pisarzy, jak Jose Echegeray, Theodor Mommsen, Rudolf Euckegen czy Henryk Sienkiewicz, którzy, choć znaczący, nie dorównywali pominiętym gigantom literatury. Nieobecność na liście noblistów Kafki, Lorki, Musila czy Prousta tłumaczy Espmark tym, że sławę zdobyli oni dopiero po śmierci. Natomiast nad kandydaturami Conrada, Joyce'a i Wirginii Woolf nie dyskutowano, bo... nikt ich nie zgłosił. 5 października 1983 roku Norweski Komitet Noblowski przyznał Pokojową Nagrodę Nobla Lechowi Wałęsie, przewodniczącemu „Solidarności”. Dla polskiej opozycji antykomunistycznej był to dzień tryumfu, dla władz PRL katastrofy. Ze względu na sytuację polityczną 10 grudnia w Oslo to Danuta Wałęsa, w imieniu swego męża Lecha, odebrała Nagrodę Nobla. ol5I0.